Jesteś niezalogowany
NOWE KONTO

Polski Deutsch

      Zapomniałem hasło/login


ä ß ö ü ą ę ś ć ł ń ó ż ź
Nie znaleziono żadnego obiektu
opcje zaawansowane
Wyczyść




pl. Wyszyńskiego Stefana, kard., Jelenia Góra
chrzan233: Troszkę zbliżone ujęcie, przynajmniej lewa strona:
Budynek główny OW Juventur (dawny), Jelenia Góra
Sendu: Planowana jest tu budowa osiedla, na którym znajdą się szeregówki, bliźniaki oraz niska zabudowa jednorodzinna.
Dom nr 11, ul. Zamoyskiego Andrzeja, Jelenia Góra
Zdzisław K.: Ładne pozowane zdjęcie. Fotografujący zachował symetrię.
Jelonek Skejtek, Jelenia Góra
Sendu: Super.
Budynek nr 2, ul. Jelenia, Jelenia Góra
chrzan233: Niby tak, ale posobne ozdoby pojawiały się na zdjęciach np. kamienic przy obecnym pl. Ratuszowym z okazji imprez okolicznościowych, najwięcej zdjęć obrazuje chyba obchody Tygodnia Karkonoskiego. A zdjęć z obchodów Tygodnia Karkonoskiego z 1933 chyba nie znam. Taka skomplikowana dedukcja, ale stąd mój 1935 rok w datowaniu z linkowanego zdjęcia. Dochodzi do tego obieg pocztowy widokówek, znam egzemplarz ...
Budynek nr 2, ul. Jelenia, Jelenia Góra
antypuszka: Dach rozebrali i przykryli płachtą, ściana boczna leci, poszukam fotki i dodam, niedawno robiłem.

Ostatnio dodane
znaczniki do mapy

Iras (Legzol)
Hellrid
Hellrid
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Alistair
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Alistair
Alistair
Alistair
MacGyver_74
Sendu
Parsley
Sendu
Rob G.
Rob G.

Ostatnio wyszukiwane hasła


 
 
 
 
Krajoznawstwo - fałsz czy rzetelność?
Autor: LUKA°, Data dodania: 2005-06-01 01:22:22, Aktualizacja: 2005-06-01 01:22:22, Odsłon: 3123

W historii każdego regionu zapisali się przedstawiciele różnych narodowości i wszyscy oni wnosili - mniejszy czy większy - wkład w jego rozwój.



To rzecz oczywista. Na Dolnym Śląsku byli to - w porządku alfabetycznym - Czesi, Niemcy, Polacy i żydzi, oraz, w znacznie mniejszym stopniu, inne grupy etniczne (np. Cyganie, Grecy, łemkowie, łużyczanie). Między nimi na skutek różnych wydarzeń historycznych i ścierania się przeciwstawnych interesów narastało wiele konfliktów, urazów i uprzedzeń, trwających nierzadko do dziś, pomimo że realne przyczyny tych waśni na ogół dawno już ustały. Obecnie, gdy wszyscy dążą do ustanowienia normalności, zdrowych stosunków w Europie, czy nawet idąc dalej - stworzenia "wspólnej Europy", urazy te stanowią bardzo istotną, trudną do pokonania barierę na owej drodze.
Trzeba stwierdzić, że dotąd krajoznawstwo, służąc polityce lub schlebiając pewnym gustom, pomagało we wznoszeniu i pielęgnowaniu tych barier, dając pożywkę narodowym fobiom i szowinizmowi. W przypadku Dolnego Śląska i granicznych Sudetów dotyczy ta uwaga zarówno krajoznawstwa, jak i "vlastivÄ›dy" i "Heimatkunde" czyli mówiąc innymi słowy - wszystkie najbardziej zainteresowane problematyką tego regionu strony mają poważne grzechy na sumieniu. Jako przykłady można podać uporczywe, ignorujące ustalenia archeologów, trzymanie się przez niemieckich autorów przewodników koncepcji o grodach germańskich Wandalów na Śląsku, przesadne podkreślanie zaniedbań i błędów polskiej gospodarki i przemilczanie jej - zdarzających się pomimo wszystko - osiągnięć. Z kolei Czesi milczą o roli Niemców w zagospodarowaniu Sudetów, przedstawiając historię tego terenu z podziałem na "dobrych" (Czechów) i "złych" (Niemców). Szczególnie wyraziste jest to przy bezkrytycznej gloryfikacji ruchu husyckiego. Doszło nawet do tego, że ze względu na negatywne skojarzenia historyczno- polityczne Czesi wymazali z nauki nazwę "Sudety" zastępując ją sztucznym tworem "Krkonoąsko- jesenická soustava". Przejdźmy jednak do istotniejszych tu, naszych grzechów. Zaznaczam, że nie mam na myśli tekstów, czasem wręcz kuriozalnych, które powstały w latach pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych, ale pisane w ostatnich latach. Repertuar środków, stosowanych przez krajoznawców dla zaznaczenia fałszywie pojętej "patriotyczności" ich prac jest niestety, zadziwiająco zbieżny z tym, którego używano w propagandzie politycznej. Pomijając świadome, jawne kłamstwa, stanowiące margines zagadnienia, można tu wymienić: Przemilczanie pewnych zjawisk i faktów, czy wręcz całych okresów historycznych. Klasycznym przykładem jest przedstawianie historii poszczególnych miejscowości śląskich w taki sposób, że po słowiańskich i piastowskich początkach, omówionych szczegółowo, głównie na podstawie domysłów, następne lata, a zwłaszcza okres przynależności do państwa pruskiego, kwituje się wzmianką o "obcym panowaniu i germanizacji", by przejść do "wyzwolenia w 1945 roku". Milczy się także o całej grupie problemów uznawanych za drażliwe, związanych z powojennymi stosunkami polsko- czechosłowackimi, a zwłaszcza sporami granicznymi. Podobnym zjawiskiem jest także wymazywanie z powszechnej świadomości wybitnych ludzi związanych z regionem, którzy "mieli pecha" być Niemcami. Miejscowości śląskie rzadko szczycą się dziś wydaniem Josepha Eichendorfa, Jakuba Bohme, Adolfa Traugotta Gersdorfa, Carla Gotharda Langhansa, Paula Ehrlicha, Fritza Habera i innych artystów i uczonych. Nawet pisarz- noblista Gerhart Hauptmann otrzymał - jako przepustkę do literatury krajoznawczej - zupełnie nieuzasadnioną etykietę "przyjaciela Polaków". Do tej grupy działań można też zakwalifikować pewną - nie wiem czy uświadomioną - "zmowę milczenia" na temat obszarów leżących tuż za granicami Polski. Szczególnie rażące jest to, gdy mówi się o zjawiskach przyrodniczych, ściśle ograniczając zainteresowanie do terytorium wydzielonego sztucznymi granicami politycznymi (np. "Karkonosze Polskie" czy też "Góry Stołowe", pod którym to pojęciem, nawet bez dodatkowego określenia, rozumie się zwykle tylko ich polską część). Przemilcza się tez nagminnie, a w najlepszym razie określa eufemizmami, wszystkie nasze błędy, zaniedbania i niepowodzenia. Czytelnik musi nauczyć się radzić sobie ze swoistym "szyfrem", w którym np. "dwór nieużytkowany" oznacza zdewastowaną i rozszabrowaną ruinę. Mieszanie faktów z komentarzami. Typowe zastosowanie tego "chwytu" ma miejsce w opracowaniach historycznych, których autorzy proponują bardzo subiektywne, wartościujące i oceniające podejście do opisywanych zdarzeń i procesów. Przejawia się to m.in. w dobieraniu zupełnie różnych określeń dla bardzo podobnych faktów, zależnie - mówiąc najogólniej - od narodowości występującego w nich podmiotu. I tak miasto może zostać "podstępnie zdobyte" lub "wyzwolone", wyburzenie starych, zabytkowych domów w centrum miasta i zastąpienie ich betonowymi klockami bez wyrazu można określić jako "barbarzyństwo" (niezależnie od tego kto zbudował ta stare domy) lub "rozwój nowoczesnego budownictwa mieszkaniowego", a akcję zasiedlania Śląska przez kolonistów z Zachodu można nazwać "misją cywilizacyjną" albo "planową germanizacją". Wprowadzenie takich rozróżnień wraz z ocenami "dobrzy, dzielni Polacy i źli, podstępni Niemcy" prowadzi do rozpowszechnienia całkowicie błędnego, anachronicznego podejścia do problemów narodowych w dawnych wiekach, nie uwzględniającego ówczesnego poziomu świadomości narodowej. Stąd tylko krok do pozbawionych większego sensu sporów o narodowość Piastów śląskich, Wita Stwosza czy Mikołaja Kopernika.Przedstawianie faktów w oderwaniu od tła, co zaciera ich rzeczywiste znaczenie. Dotyczy to zwłaszcza przedstawiania dolnośląskich poloników. Informacje o występowaniu polskich nazwisk, obrzędów ludowych, nazw miejscowych i innych pamiątek, podane bez zwrócenia uwagi na skalę i proporcje tych zjawisk, wywołują mylne wrażenie o nieprzerwanym trwaniu żywiołu polskiego także tam, gdzie w rzeczywistości były to wyjątki.
Przedstawianie koncepcji i hipotez jako uznanych faktów. Wydaje się to uzasadnione, np. w przewodnikach, gdzie brak miejsca na dyskusję, ale problem polega na tym, że podaje się nie hipotezy najbardziej prawdopodobne czy najlepiej udokumentowane, ale popierające założoną tezę, co stanowi już oczywistą manipulację faktami. Często można się spotkać z takim postępowaniom przy prezentowaniu etymologii nazw geograficznych: w polskich opracowaniach okazują się one w większości słowiańskie lub polskie, podczas gdy Niemcy udowadniają ich germańskość lub niemieckość. Bardzo rzadko autorzy obiektywnie przedstawiają kilka konkurencyjnych poglądów. Sugerowanie nieprawdy, bez bezpośredniego przekazania fałszywej informacji. Tu można podać bardzo wiele różnorodnych przykładów, ograniczę się do dwóch. Pisze się często o obiektach zabytkowych, zwłaszcza pałacach: "spłonął w ostatnich dniach wojny", "zniszczony w maju 1945 r." Sugeruje to zniszczenie w trakcie działań wojennych, podczas gdy w rzeczywistości chodzi o skutki działalności stacjonujących w obiekcie żołnierzy radzieckich czy też rodzimych szabrowników. Inną "sztuczką" jest nagminne, zupełnie nieuzasadnione, spolszczanie imion i nazwisk Ślązaków (np.: biskupa wrocławskiego podpisującego się "Andreas Jerin" przedstawia się jako ...Andrzeja Jerzynę!). Zupełna dowolność panuje przy tłumaczeniu niemieckich tekstów legend, gdzie oryginalne imiona zastępuje się słowiańskimi, aby w ten łatwy sposób potwierdzić tezę, że "z panującymi różnie bywało, ale przecież lud był polski". Wszystkie omówione sztuczki - niedomówienia i półprawdy - mają służyć dwóm celom, zapewne nie zawsze do końca uświadamianym sobie nawet przez samych autorów. Pierwszy, o którym można już chyba mówić w czasie przeszłym, to słynna propaganda sukcesu, połączona z ukrywaniem niepowodzeń. Drugim - ważniejszym i nadal aktualnym, ma być uzasadnianie polskich praw do Dolnego Śląska przez wykazanie (oraz rozpowszechnianie i utrwalanie tej świadomości), że Słowianie (czy też Polacy) byli tu najwcześniejszymi mieszkańcami, przez cały okres dziejów stanowili tu większość lub przynajmniej istotną liczebnie grupę, wnieśli decydujący wkład w dzieło cywilizacji tych ziem, zachowując nieprzerwanie ciągłość tradycji kulturowej i wreszcie, że przejęcie Dolnego Śląska najpierw przez Czechy a potem przez Prusy było bezprawne. Można spytać, dlaczego tak uporczywie, mimo upływu lat, zmiany sytuacji politycznej i postępu w nauce, trzymamy się wciąż tych samych tez i tymi samymi metodami usiłujemy wbijać je ludziom do głów? Pierwotne przyczyny, to chyba urazy spowodowane dawniejszymi i niedawnymi sporami granicznymi oraz - przede wszystkim - drugą wojną światową. Dalej - działalność aparatu propagandy komunistycznej (wyposażonej w potężne "ramię" - cenzurę), której na rękę było podtrzymywanie niepokoju związanego z zagrożeniem zewnętrznym. Sprzyjał mu brak ostatecznych uregulowań dotyczących granic oraz - na zasadzie "akcji i reakcji" - podobne metody postępowania po drugiej stronie. I wreszcie ostania przyczyna - jak sądzę bardzo istotna dziś, gdy wszystkie poprzednie zanikły całkowicie (lub niemal całkowicie). Jest nią po prostu przyzwyczajenie: jak pisano przez lata, tak pisze się i dzisiaj. Nowym autorom trudno oderwać się od stylu opracowań, na których się wychowali.
Miarą tego przyzwyczajenia niech będzie taki tekst: jak łatwo przechodzimy do porządku dziennego nad zdaniem " Gryfów Śląski został wyzwolony przez oddziały Armii Radzieckiej 9 V 1945 r." nie reagując na absurdalność takiego sformułowania. (...) Jaką terapię można zaproponować? Może wydać się to truizmem, ale sądzę, że naczelną zasadą powinno być "prawda, cała prawda i tylko prawda", bez manipulowania, dzielenia jej na "prawdę lepszą" i "prawdę gorszą". Prawda sama się broni, my zaś nie musimy się czuć odpowiedzialni za ewentualne grzechy naszych poprzedników, pod warunkiem jednak, że nie staniemy się ich wspólnikami, przez kamuflowanie czy fałszywe usprawiedliwianie ich poczynań. Drugą zasadą winno być - moim zdaniem - oddzielenie komentarza od faktów i podanie go z taktem, szacunkiem dla racji drugiej strony i uwzględnieniem jej argumentów, co oczywiście nie znaczy, że należy rezygnować ze swego zdania. Sądzę, że praktyczna realizacja tych prostych zasad wcale nie będzie taka łatwa i prosta: wymaga przełamania wielu stereotypów, zmiany sposobu patrzenia na wiele spraw na bardziej krytyczny, bliższy obiektywizmowi. To z kolei zmusza z jednej strony naukowców do udzielenia krajoznawcom większej pomocy, w ogóle bardziej poważnego potraktowania krajoznawstwa, niż to ma miejsce dotąd, a z drugiej strony przejęcia pewnych elementów warsztatu naukowego przez publikujących krajoznawców- hobbystów. Uważam, że realizując te zadania możemy w znacznym stopniu przyczynić się do likwidacji wspomnianych na wstępie barier: uprzedzeń narodowych, wzajemnych stosunków cechujących się w najlepszym razie pobłażaniem, żalów. Może to być nasz, wcale nie taki mały, wkład w dzieło europejskiego pojednania.
Na zakończenie chciałbym zaprezentować przykład artykułu, który według mnie spełnia wyżej podane wymogi. Zaznaczam, że wybrałem go dość przypadkowo, między innymi ze względu na matą objętość, nie sugerując, że jest on jedyny, najlepszy, najważniejszy itd. Jest po prostu jednym z bardzo dobrych. W "Gazecie Świdnickiej" (nr 11(88) z 3 IV 1990 r.) p. Edmund Nawrocki opisał stojący w Świdnicy pomnik - uważany dotąd przez mieszkańców za figurę bezimiennego klęczącego mężczyzny. Artykuł wyjaśnia, że jest to posąg Wielanda - germańskiego mitycznego kowala, okaleczonego przez wrogów i zmuszonego do niewolniczej pracy na kolanach, który później zemścił się na swych prześladowcach i odzyskał wolność. Pomnik ten miał przypominać Niemcom o utraconej w wyniku plebiscytu części Górnego Śląska. Aluzja niezwykle przejrzysta i - trzeba przyznać - zręczna! Artykuł przedstawił więc fakt bardzo interesujący, choć o wymowie wrogiej dla Polski, ale przedstawił go obiektywnie. Znalazło się w nim miejsce także dla oceny artystycznej pomnika i - niezależnie od niej - dokonanej z pozycji Polaka, negatywnej oceny motywów, które doprowadziły do powstania tego monumentu. Ocena ta została jednak skierowana przeciw owym ideom, a nie przeciw Niemcom w ogóle - nie może więc nikogo niesłusznie urazić. Nie trzeba chyba dodawać, że po opublikowaniu tego artykułu nie nastąpiło masowe porzucanie gospodarstw na Ziemiach Zachodnich, nikt też nie zakwestionował z tego powodu naszych granic. Nie stało się w ogóle nic strasznego, poza tym, że ludzie wiedzą teraz, co mijają idąc do pracy, co pomnikowi, będącemu przecież wartym zachowania i ochrony dziełem sztuki, może tylko wyjść na dobre. A na dalsze efekty trzeba poczekać. "Kropla drąży skałę nie silą, lecz ciągłym spadaniem".

Tomasz Dudziak
____________________________________________________

Jest to skrócona wersja referatu, wygłoszonego na kongresie krajoznawstwa w Opolu we wrześniu 1990 roku. Pełny tekst opublikowany został w "Na szlaku", nr 6(24)/1990, s.14-15. Redakcję tekstu zawdzięczamy Jackowi Potockiemu / pl.rec.góry i jemu też dziękuję i pozdrawiam.

/
stemac | 2005-06-02 07:32:16
Warto chyba dodać, że przez te 15 lat się "troszeczke" zmieniło...
LUKA | 2005-06-02 11:45:04
I miejmy nadzieję, że będzie się zmieniać nadal... Nie tak dawno czytałem artykuł (pochodzący z 2004r.), w którym autorka przekonywała, że Wit Stwosz był Polakiem i stanowczo protestowała przeciwko twierdzeniu, że przyjęte spolszczenie jego nazwiska zostało wymyślone w późniejszych latach. Veit Stoss się w grobie przewraca...
Arch | 2006-03-02 22:35:12
Norymberga?! Toż to pod Krakowem panie!
jacekq | 2005-06-02 19:02:12
Nawiązując do pomnika Wielanda - tu jest ciekawa dyskusja wskazująca na podobną chyba kwestię.
teresa, teresa kozlowski | 2005-06-02 19:07:08
Z plebiscytem tez nie jest taka prosta sprawa, jakby sie to wydawalo.
LUKA | 2005-06-03 18:38:23
Bywa, że nieraz historia zatacza kółko i kopie w tyłek, o czym przekonali się decydenci, którzy po wojnie ustalali nazwę dla Hali Ludowej. Bo czy nie jest ironią losu, że socjalistyczne władze w 1948 roku zmieniają nazwę z przednazistowskiej i tradycyjnej Hali Stulecia (Jahrhunderthalle) na Halę Ludową? Wystarczy sobie przypomnieć, że nazwę "Volkshalle", nosił ten obiekt w latach rządów nazistów (nie nasz pierwszy z tego widać system wytarł sobie "ludem" gębę), no, ale w swej manii zmieniania i poprawiania nazw ówcześni wrocławscy notable pewnie tego nie zauważyli... A tak w ogóle, wydaje mi się, że nazwa Hala Stulecia jest trochę zacniejsza. A jak Wam się wydaje?
jacekq | 2005-06-03 18:44:16
Może i tak, ale jednak dotyczy stulecia zwycięstwa armii pruskiej nad Napoleonem, a to trochę niezgodne z polską racją stanu - dla nas Napoleon nie był be...
teresa, teresa kozlowski | 2005-06-03 22:17:36
Byl nawet cacy, cacy...
LUKA | 2005-06-03 23:31:45
Racja stanu lubi się zmieniać, a historia to zawsze historia... pozdrawiam!
teresa, teresa kozlowski | 2005-06-04 22:05:38
Podziwiam glebie tej mysli.
LUKA | 2005-06-05 20:11:30
Ironizując czy naprawdę? :)